poniedziałek, 8 października 2012


Ja jestem słaba.
Jestem oszustką - kłamliwa dziewczynka zdolna do ukrycia prawdy za wszelką cenę... Nawet przed samą sobą.
Nie potrafię być sobą - bo nie wiem, jaka jestem.
Uśmiecham się znów sztucznie.
A całkiem niedawno było szczerze.
Widzę, że ludziom to odpowiada - nie podoba im się, kiedy mam gorszy dzień, kiedy ukazuję ciemniejszą część siebie. Ważne, bym udawała, że wszystko ze mną w porządku. Inaczej powstaje dystans.

W moim życiu ,,jakoś" tak się ułożyło, że zaczęłam się ciąć.
Piękno bólu odkryłam ponad dwa lata temu w wakacje. Pocięłam się nożyczkami.
Większość blizn zanikła, choć kilka nadal widzę.
Spróbowałam raz scyzorykiem. Po tym już nic nie widać.
Zrobiłam to wtedy trzy razy. Spodobało mi się.
CHOLERNIE MI SIĘ SPODOBAŁO.
Ale powiedziałam sobie: STOP!
Miałam 12lat. Wiedziałam, że to, co robię, może uzależnić. Nie wiedziałam, jak zdołam ukryć blizny. Przestraszyłam się tego. Nie miałam odwagi, by kontynuować.
Nie wiem, nie umiem ocenić, czy zaprzestałam tego tak szybko dlatego, że byłam na to zbyt słaba... czy zbyt silna?

Po prawie dwuletniej przerwie zaczęłam się ciąć na nowo, tym razem żyletkami. Zrobiłam to 6 maja.
W domu ciągłe kłótnie z mamą, z babcią, w szkole z nikim za bardzo się nie dogadywałam, nie miałam komu powiedzieć. Chodziłam struta, sfrustrowana, nienawidziłam siebie. Dlaczego?
Heh, nigdy tak za bardzo za sobą nie przepadałam.
Pretensje mamy jakoś tą nienawiść pogłębiły.
Zaczęłam się ciąć codziennie.
Mama to odkryła i ,,chciała" porozmawiać, ale ją ignorowałam.
Bo pamiętałam, że kiedy dowiedziała się dwa lata temu, że się cięłam, nic specjalnego nie zrobiła. Ale.. .co niby mogła zrobić?
Na rękach się nie cięłam przez dłuższy czas, a mama pomagała mi to ukrywać.
Zaczęłam ciąć się po biodrach Mocniej i mocniej.
Wróciłam do rąk.
Blizny zrobiły się przerażająco głębokie.
Ale mi dawały satysfakcję. Uwielbiałam na nie patrzeć. Patrzeć na głębokie dziury na moich rękach.

W międzyczasie robiłam sobie przerwy w cięciu się, chciałam spróbować to rzucić. Lecz głęboko w środku przeczuwałam, że ostatni raz  tym ostatnim nie był.
Teraz chcę zmienić swoje życie.
Stać się szczęśliwa - Jest to myśl przewodnia mojego życia. Marzenie, które każdy z nas nosi w swoim sercu.
Żyletki...
Ból...
Krew...
Rany...
Tajemnica...
Całe uzależnienie uzależnieniem fizycznym było przez krótki okres czasu. Najgorzej było, gdy moje ciało i umysł ogarniało przeraźliwe zimno, niezależne od temperatury. Chłód z serca. Chłód powodujący zobojętnienie, brak uczuć. Budzący lęk. Przyczyniający się do trzęsienia ciała bez Twojego przyzwolenia. Stan, w ciągu którego pojawiają się myśli samobójcze, gdy jednocześnie nie masz ochoty zrobić nic. Liczy się to, by pozostać samemu w swoim pokoju... w zamknięciu. Z dala od wszystkiego.
Moje psychiczne uzależnienie trwa nadal.
Czy się kiedyś skończy?
Tęsknię... Będę tęsknić... Nie zapomnę...
Nie chcę zapominać...









 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz